Od zawsze mamy uśmiech na twarzy, gdy możemy się pobujać na bujawkach. Wszystko nam jedno, czy jest to klasyk, czyli decha i dwa sznury, platforma, bocianie gniazdo, czy hamak. Genialne narzędzie: jak ma wyciszać-wycisza, pobudzać – pobudza, regulować – reguluje. Generalnie robi wszystko w zależności od wykorzystania. Integracja sensoryczna pięknie tłumaczy sprawy, które dzieci robią instynktownie od zawsze. Każde dziecko zasługuje na swoją osobistą bujawkę w domu do codziennej zabawy. Od kiedy? Od początku! Na najprostszą domową platformę można położyć niemowlaka w koszu mojżeszowym dla przecudnej stymulacji błędnikowej. Przecież przez 9 miesięcy w brzuszku mamy był bujany, był w ciągłym ruchu. To w ruchu spało mu się najlepiej, a jak mama kładła się spać to maleństwo zaczynało swoje dzikie brzuszkowe harce. Trzeba pamiętać, że takie bujanki pourodzeniowe, to dla niego żadna nowość, raczej oczywistość. Między bajki można włożyć mit, że dziecko po urodzeniu powinno spokojnie leżeć w swoim łóżeczku. Jest mu potrzebny ruch, ale tempo ślimacze. Takie, w jakim poruszają się przyszłe mamy w ostatnich tygodniach ciąży.
Teraz słów parę o genialnym układzie błędnikowym. W uchu środkowym zorganizowana jest struktura zwana błędnikiem. W swych kanałach półkolistych przelewają się kryształki wapnia dając informacje o tym, w jakiej pozycji znajduje się nasze ciało. Informacje z błędnika w mgnieniu oka trafiają do mózgu, gdzie łączą się z innymi impulsami sensomotorycznymi. Dzięki temu dziecko uczy się utrzymywać postawę ciała, zachować równowagę i sprawnie się poruszać. Impulsy z błędnika współdziałają z impulsami dotykowymi, proprioceptywnym (czucia głębokiego) wzrokowymi i słuchowymi, co daje ogromną percepcję otaczającej przestrzeni i naszej pozycji ciała w tym obszarze. Co jest najciekawsze, bodźce przedsionkowe bardzo rzadko docierają do naszej świadomości. Nawet, jeżeli nadmiar bodźców błędnikowych wywołuje „chorobę lokomocyjna”, zazwyczaj czujemy, że problem leży w naszych ciałach, a nie w uchu środkowym.